Od kilku tygodni (mamy listopad 2014), w mediach związanych z bieganiem toczy się dyskusja na temat projektu PZLA wprowadzenia certyfikacji zawodów i karty biegacza amatora dla wszystkich, chcących w tego rodzaju zawodach startować:
LINK. Nic mi do tego, kto i jak chce się organizować i zrzeszać, budować bazy danych i rejestry. Czego wymaga i jakich opłat za to wszystko żąda. Od 25 lat mamy wolność i w związku z tym nic mi do tego, kto i jak chce się troszczyć o mnie jako biegacza. Ja, jako człowiek wolny mogę z tej troski nie skorzystać. Biegam dla własnej przyjemności, dla zdrowia i dobrego samopoczucia. Bieganie to dla mnie kwestia wolności, świadomego wyboru i naturalnej więzi z organizmem, który "zamieszkuję". Żadna karta czy jej brak, niczego tu nie będą w stanie zmienić. Badania lekarskie, regularne, powinni wykonywać wszyscy, niezależnie od tego czy uprawiają jakikolwiek sport. Jeśli nie uprawiają, to nawet tym bardziej, rzekłbym. Z drugiej strony, wiara że obowiązkowe badania lekarskie są lekarstwem na całe zło, jest naiwnością. Tym bardziej, jeśli mają się sprowadzać do badań ogólnych i wywiadu. "Jest pan zdrowy? Tak. 200 zł i do widzenia za rok". A ile się słyszy historii w stylu "lekarz zabronił mi spotu, a ja na przekór wszystkiemu, pokazałem na co mnie stać". Dlatego karta biegacza PZLA ani mnie grzeje, ani ziębi. Jeżeli ktoś jej potrzebuje - proszę bardzo. Ja wolę biegać sobie jak dotąd, swoimi ścieżkami, swoim tempem, z dala od całego tego zgiełku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz