Wycieczka za miasto

Korzystając z wolnego dnia i z faktu, że pogoda tej zimy dość łaskawa, wybrałem się na wycieczkę biegową za miasto. Bieganie wcale nie musi być nudne, jeśli połączy się je z wizytą w jakimś ciekawym miejscu. Na trasę wyruszyłem kilka minut po godzinie 9:00. Wybiegłem poza osiedle, potem przeciąłem Młociny i w Burakowie wbiegłem na ścieżkę prowadzącą wałem przeciwpowodziowym wzdłuż Wisły.


Choć śnieg padał dwa dni temu, ścieżka była przetarta. Po drodze spotkałem na wale kilkoro ludzi, spacerujących z psami. Krajobraz z jednej i drugiej strony wału zasadniczo zdominowały wierzby, topole i bezkresne łąki. Miłą odmianą było Jezioro Dziekanowskie, które minąłem mniej więcej w połowie trasy.


Trasa nie należała do specjalnie trudnych technicznie, ale tempa specjalnie nie forsowałem. Chodziło o to, żeby się rozgrzać, ale nie spocić. Rano temperatura wynosiła -1 stopień - w sam raz na tego rodzaju wycieczkę. W pewnym momencie na ścieżce pojawił się biegacz z naprzeciwka. Pozdrowiliśmy się serdecznie:


Wydawać by się mogło, że tak monotonna trasa wymaga silnej psychiki i gierek umysłowych w stylu  "wyliczanie wszystkich marek samochodów w kolejności alfabetycznej", ale nawet przez chwilę się nie nudziłem. Rozmyślałem nie tylko o celu mojej wyprawy, ale w ogóle o żywocie i jego kolejach. Kilka razy zatrzymywałem się na chwilę, żeby napić się izo, zrobić zdjęcia. W Pieńkowie zszedłem nawet nad samą Wisłę, żeby zobaczyć, jak dzika i piękna to rzeka. Kiedy wał przeciwpowodziowy przykleił się w pewnym momencie do drogi krajowej nr 85, wiedziałem, że jest już niedaleko. W Kazuniu skręciłem na północ i wbiegłem na Most im. Marszałka Piłsudskiego.


Chwilę później byłem już na "Szwedzkiej Wyspie". To co prawda teren wojskowy, ale żadnego wojaka nie zauważyłem. Na drodze w pewnym momencie stanął mi płot, ale nie po to biegłem tyle kilometrów, żeby teraz odejść z kwitkiem. Poprzez zarośla, wzdłuż ogrodzenia dotarłem okrężną drogą na sam cypel. Mój czas to 2 godziny i 22 minuty. Całkiem szybko jak na zimowe, długie rozbieganie. Ale nie myślę teraz o wynikach. Moim oczom ukazuje się bowiem taki widok:


Spichlerz, zbudowano w latach 1838-1844 wg projektu Jana Jakuba Gaya. Przez wiele lat pełnił rolę magazynu dla całego kompleksu Twierdzy Modlin i Przedmościa Kazuńskiego. Zbombardowany we wrześniu 1939, popadł w ruinę. Podobno kilka lat temu obiekt ten został sprzedany prywatnemu deweloperowi z przeznaczeniem na nowoczesny hotel, ale po dziś dzień żadnych prac nie rozpoczęto. Po drugie stronie Bugo-Narwi widać z cypla zabudowania Twierdzy Modlin i górującą nad koszarami Wieżę Białą:


Jak tylko przestałem biec, robi się trochę zimniej. Robię więc szybko kilkanaście zdjęć. Wchodzę też do środka spichlerza i zwiedzam jego przepastne kazamaty. Trzeba przyznać, że mury na parterze wyglądają bardzo solidnie:


Kontroluję czas na zegarku. Mam jeszcze jakieś 20 minut do odjazdu autobusu, więc spokojnym truchtem wracam przez most na przystanek w Kazuniu. Według rozkładu "bryka" do Warszawy odjeżdża codziennie o 12:27. Piję napój i zajadam batona energetycznego w nagrodę. Autobus PKS przybywa kilka minut opóźniony, ale za to jest cieplutki, wygodny i z WiFi na pokładzie.


Pół godziny później jestem już w domu. Biorę ciepły prysznic, zjadam uczciwą porcję miksu warzywno-owocowego i robię sobie gorącą herbatkę z imbirem. Wycieczka dobiegła końca, szlak został przetarty, ale kto wie, czy wiosną, kiedy wszystko się zazieleni, nie zrobię sobie powtórki.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz